- Szczegóły
-
Opublikowano: poniedziałek, 28, maj 2018 20:58
-
opublikował Filip Gałęzki

Na deskach Wrocławskiego Teatru Pantominy od jakiegoś czasu grany jest „Mikrokosmos”. Jak sugeruje opis, inspiracją dla reżysera Konrada Dworakowskiego była znana baśń Andersena o przygodach maleńkiej dziewczynki. 20 lat temu świat zachwycił się niesamowitym francuskim filmem pokazującym jeden dzień z życia łąki. Obraz wprowadzał w świat najmniej znany - bo w skali mikro. To podróż, która pozwoliła spojrzeć na świat oczami owada. Co zatem wspólnego ma Calineczka i „Mikrokosmos”? Reżyser swobodnie potraktował baśń Andersena. Przygody małej bohaterki stanowiły tylko punkt wyjścia do opowiedzenia barwnej historii. Barwnej- bo w głównej mierze pokazywała bogactwo świata fauny i flory. Calineczka z pantomimy ma niewiele wspólnego ze swoim literackim pierwowzorem. W sztuce Dworakowskiego jest buńczuczną, ciekawą świata młodą istotą, która z ogromnym zainteresowaniem poznaje mikroświat. Na scenie pojawiają się kolejni przedstawiciele tego świata, którym na co dzień poświęcamy mało uwagi. No bo kto kontempluje życie żuka, mrówki czy muchy? Ciemna sala, ascetyczna scenografia i godzinny spektakl, w którym nie pada ani jedno słowo- czy taka sztuka ma szansę osiągnąć sukces? Widowisko pantomimiczne pokazuje, że to możliwe. Rzeczywiście scenografia została zredukowana do zera, ale za to z akcją sztuki doskonale została zsynchronizowana projekcja multimedialna. Doskonałym pomysłem było ukazanie na ekranie białych, wirujących w finezyjnym tańcu, dłoni. Na nieco ponad godzinę małych i dużych widzów pochłonął niezwykle bogaty, rządzący się własnymi prawami świat przyrody. Wciągnął do tego stopnia, że oczu i uszu nie można było oderwać. Nie co dzień spotyka się bowiem żuki, komary, mrówki i żaby wirujące w tańcu, uchylające przy tym rąbka tajemnicy skrytej w zaroślach. Wokół nich pojawiają się pęcherzyki powietrza w skali makro- w tej roli ogromne, przeźroczyste gumowe piłki. Na chwile przenosimy się nawet w odmęty wód. Z kolei kostiumy to małe dzieła sztuki. Przypominały trochę korę drzew, trochę jakąś plamiastą skórę, zmieniały barwy dzięki oświetleniu, które mogło błyskawicznie przekształcić żuki w żaby lub w mrówki. Gesty bohaterów, ruch, aranżacje choreograficzne sprawiły, że każdy widz chłonął je niczym wypowiedziane słowo. Spektaklowi towarzyszyła dobrze dobrana, piękna muzyka. Sztuka Wrocławskiego Teatru podjęła polemikę ze stereotypem dziecka uległego, bezwolnego, kształtowanego tylko poprzez rady, uwagi, nakazy, które usiłuje się dostosować do otoczenia. Dziecko w pantomimie jest ciekawe, toczy zwycięską walkę z ograniczeniami. Symboliczny wymiar ma ostatnia scena, kiedy dziewczynka wkłada skrzydła, atrybut wolności. Uczniowie PZSP w Olszance mogli oglądć ten spektakl w ramach realizacji projektu Nowe horyzonty edukacji gimnazjalnej. Ta sztuka rzeczywiście wyznacza nowe granice w edukacji teatralnej uczniów i kształtowaniu ich gustów kulturalnych. Przedstawienie pantomimiczne było ich pierwszym takim doświadczeniem. Zobaczyli, że niektóre historie niekoniecznie trzeba opowiadać słowami; można je z powodzeniem wyrazić przy pomocy ruchu i gestu.
Adriana Gall